Jeśli ktoś nie interesuje się polską piłką nożną (czy ŁKS i Widzewem) to łódź pewnie kojarzy się z dwiema rzeczami – z włókiennictwem i z kinem. Wychodząc z tego założenia pojechałem do Łodzi, żeby zobaczyć właśnie Muzeum Kinematografii oraz Centralne Muzeum Włókiennictwa. Dziś zajmiemy się tym pierwszym. Co mówi na temat kina i czy warto je zobaczyć? Zapraszam po szczegóły!
Muzeum Kinematografii w Łodzi – informacje praktyczne
Muzeum Kinematografii w Łodzi znajduje się w dogodnej lokalizacji w centrum Łodzi, niedaleko ulicy Piotrowskiej. Ekspozycję ogląda się w zabytkowym pałacu należącym niegdyś do Karola Scheiblera – sławnego łódzkiego fabrykanta. Zabytkowy budynek mieści nie tylko muzeum, ale również działające kino. W otoczeniu zieleni na zewnątrz można zobaczyć także pomnik kota Filemona i Bonifacego znanych z dawnych dobranocek, a także rekwizyty z filmu Kingsajz zgromadzone pod ścianą. Niedaleko znajduje się Łódzka Szkoła Filmowa.
Na pierwszy rzut oka więc wszystko się zgadza – ładne nieprzypadkowe miejsce, budynek z historią, w dodatku pełniący więcej niż jedną funkcję. W dodatku można przeczytać, że placówka zgromadziła ogromną liczbę eksponatów – ponoć jest ich tu 50 000. Co mogło pójść nie tak?
Pierwszym problemem są dość ciasne, niewielkie wnętrza. Na pewno dobre na wygodne lokum, zorganizowanie spotkania towarzyskiego albo załatwianie interesów przez Scheiblerów, ale już niekoniecznie do rozstawienia nowoczesnej ekspozycji. Jak to w praktyce wygląda?
Co można zobaczyć w Muzeum Kinematografii w Łodzi?
Zbiory zgromadzone są na 3 piętrach. Obecnie (styczeń 2024) jeden poziom jest wyłączona ze zwiedzania ze względu na remont, jednak wciąż pozostaje otwarta duża przestrzeń wystawiennicza. Początek ekspozycji poświęcony jest różnym urządzeniom poprzedzającym powstanie obecnie znanych kin. Można poczytać czym był na przykład fotoplastykon albo orchestrion. Dalej ogląda się kolekcję projektorów kinowych oraz tych na użytek domowy. W jakiej formie? Najprostszej z możliwych. Urządzenia są po prostu wstawione do oszklonej gabloty.



Dalsza część zwiedzania to jakieś ciekawostki poświęcone nauce w Łódzkiej Szkole Filmowej. Znajdziesz tutaj protokół z egzaminu dyplomowego Krzysztofa Kieślowskiego, zobaczysz stół montażowy, jakieś archiwalne zdjęcie Andrzeja Wajdy z zajęć ze studentami. Dalej są rekwizyty z filmów takich jak „Krzyżacy”, „Podróże Pana Kleksa”, „Faraon”, „Quo Vadis” „Kingsajz” oraz oskar dla filmu „Ida”. Później dla odmiany jest coś o łódzkich kinach, Zakładach Kinotechnicznych Prexer, które produkowały projektory, plakaty reklamujące znane filmy.
W ramach przerywnika gdzieś po drodze przechodzi się jeszcze przez te wnętrza pałacowe zrekonstruowane na wzór XIX wiecznych, czyli nagle znikają wszystkie rzeczy związane z filmem, żeby można było podziwiać ładny piec kaflowy, obraz albo meble. Rozumiecie coś z tego? No ja niestety nie.






Bez wątpienia Muzeum Kinematografii w Łodzi rzeczywiście gromadzi dużo cennych i interesujących eksponatów. Problem polega na tym, że zostały rozrzucone w salach pałacu w całkowicie przypadkowy sposób. Brakuje tutaj spójnej narracji, logicznej ścieżki zwiedzania i oddzielania zwyczajnych eksponatów od tych o wyjątkowej wartości. Pewnie najcenniejszym i najbardziej pożądanym eksponatem jest oskarowa statuetka. Problem w tym, że wepchnięto ją pomiędzy inne rzeczy. A powinna być wyeksponowana jak Dama z Gronostajem w Muzeum Czartoryskich – w centralnym punkcie, dobrze oznaczona i oświetlona, być może powinien do niej prowadzić czerwony dywan jak na oskarowej gali?
Nie inaczej jest z rekwizytami z Kingsajz. W jednej sali jest czapeczka, w innej charakterystyczne szuflady w których mieszkały krasnoludki, jeszcze inne eksponaty z tego filmu są nie w środku tylko na zewnątrz. Czemu to wszystko nie jest w jednym miejscu? I czemu nie opisano w ogóle o co w tym filmie chodzi i kiedy został nakręcony? Ja to wiem, ale nie każdy zwiedzający musi wiedzieć.
Przez ten wszechobecny bałagan dysponując dobrymi zasobami stworzono ekspozycję, która jest zupełnie nijaka. Czy dobrze opowiada historię powstania kina? Nie. Czy oddaje klimat łódzkiej filmówki? Nie bardzo. A może przeprowadza przez historię polskich filmów pokazując najbardziej kultowe produkcje z minionych lat? No niestety, nic z tych rzeczy!
Film to przede wszystkim obraz, a nie jakieś stare szmaty za szybą czy dokumenty. Dlatego uważam, że znacznie korzystniej byłoby stworzyć miejsce w którym można po prostu zobaczyć kultowe sceny z polskich produkcji. Tak jak w Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu można posłuchać najlepszych kawałków.
Muzeum Kinematografii w Łodzi – czy warto?
Muzeum Kinematografii w Łodzi to dla mnie wielkie rozczarowanie. Nie jestem może krytykiem filmowym, ale naprawdę lubię stare polskie produkcje, interesuję się tym, jak powstawały i chętnie bym tę wiedzę poszerzył. Ale w tym miejscu to jest niezwykle trudne. Wystawa jest chaotyczna, dobór eksponatów przypadkowy i niekonsekwentny, ich rozmieszczenie dziwne. Opisy są albo lakoniczne, albo długie i nudne. Nie ma elementów grywalizacyjnych, tworzących zaangażowanie, zbyt mało jest multimediów. Moim zdaniem tę ekspozycję trzeba stworzyć od początku, zastanawiając się wcześniej co właściwie ma przekazywać i czego uczyć. Samo oglądanie rzeczy za szybą to za mało, żeby wywołać pozytywne emocje. W obecnej formie to nie uczta dla kinomana, a kandydat do zdobycia Złotej Maliny!


Muzeum Kinematografii w Łodzi
Czas zwiedzania: około godziny
Moja ocena: 4/10